Dlaczego zrezygnowałam z uczenia BE na Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu?

Kilka osób pytało mnie parę miesięcy temu, czy nadal uczę Business English na WSB w Poznaniu. Odpowiedź brzmi: nie. Zrezygnowałam z końcem ubiegłego roku akademickiego. Było ku temu kilka powodów, ale zanim do nich przejdę chcę zaznaczyć, że pracowało się dobrze i WSB to bardzo dobra szkoła wyższa. Sama robiłam u nich podyplomówkę i kilka kursów. To ja nie odnalazłam się w tym konkretnym formacie jako nauczyciel.

Od dawna chciałam pracować na uczelni wyższej i mieć wpływ na nieco bardziej sformalizowaną edukację kolejnych pokoleń. Bardzo cieszę się, że miałam taką szansę.

slowlingo, nauka języków, jak się uczyć, strategie uczenia się

Jednakże, praca lektora BE wiązała się z kilkoma aspektami, na które nie byłam w tym momencie gotowa.
  1. Grafik - Pracując głównie z klientami indywidualnymi online przyzwyczajona byłam do dużej elastyczności w przypadku nieprzewidzianych zdarzeń losowych. Niestety, życie uczelniane nie zna w tej kwestii litości. Gdy kilkukrotnie musiałam odwołać zajęcia z powodu choroby, trzeba było stawać na uszach, żeby je odrobić. Miałam bardzo napięty grafik i nie byłam w stanie wcisnąć nigdzie dodatkowych godzin. Do tego studenci, na takie odrabiane zajęcia, często po prostu nie przychodzili.
  2. Grupa wiekowa - To była jedna z głównych przyczyn. Pracując głównie z czynnymi zawodowo dorosłymi przyzwyczajona byłam do różnego rodzaju powodów nieprzygotowania do zajęć. Było ich wiele i były różne, ale przynajmniej były. Studenci nie przygotowywali się zazwyczaj tak "po prostu".
  3. Uczelniane struktury - Jak na uczelnię przystało wszystko było bardzo formalne i nieco... za bardzo formalne. Mimo nowoczesnych idei, wiele rzeczy działo się w "stary" sposób, a ja przyzwyczaiłam się do dużo większej elastyczności, której nie można wyegzekwować przy tak dużym przedsięwzięciu, jakim jest sprawne kierowanie uczelnią wyższą.
  4. Nieprzyjazna platforma e-learningowa - logowanie do Moodla WSB zawsze przyprawiało mnie o zwroty głowy. Nie można było jej nazwać nowoczesnym e-learningiem, choć dobrze, że było cokolwiek. Mi akurat przypadła praca na starych podręcznikach, których prawie nie można było już dostać. To w połączeniu z nieatrakcyjną platformą działało zniechęcająco.
  5. Wynagrodzenie - Oczywiście pieniądze nie są najważniejsze, ale stosunek ilości pracy do kompensacji wypadał nieco poniżej moich oczekiwań.

Nie zrozumiecie mnie źle, powyższe aspekty nie sprawiały, że nie dało się pracować, ale niestety wydajność pracy mocno spadała. Nie czułam się z tym komfortowo.

Co przepełniło kielich

Przyczyny, które sprawiły, że ostatecznie postanowiłam rozstać się z uczelnią, były dwie. Po pierwsze w lipcu musiałam się określić, czy będę pracować od października, przy czym nie miałam zagwarantowywanych godzin. Kiepski deal, jeśli miałabym odmówić innych projektów, a okazałoby się, że za 3 miesiące nie ma dla mnie jednak pracy. 

Po drugie już wtedy mocno koncentrowałam się na pracy B2B (pisałam o tym w poście tutaj) i czułam, że zagospodarowanie czasu na inne działania mijało się z celem.

Co dalej z uczeniami wyższymi?

Już w listopadzie potwierdzono, że wreszcie ruszy kierunek studiów podyplomowych na Collegium Da Vinci w Poznaniu, na którym miałam prowadzić przedmiot o zastosowaniu technologii w nauczaniu języków. Ta tematyka i forma pracy były mi dużo bliższe i pozwalały dzielić się wiedzą na wciąż dość niszowy temat. Tym samym od tego roku współpracuję z CDV, a moja przygoda wykładowcy akademickiego trwa nadal.

Wiem już także, że forma pracy przy studiach podyplomowych bardziej mi odpowiada, niż studia dzienne. Być może w przyszłości współpracę z WSB podejmę właśnie w sferze studiów podyplomowych?

A swoją drogą... doktorat na której z holenderskich uczelni zajmujących się e-learningiem i strategiami uczenia się wciąż chodzi mi po głowie... 😎
Pisząc ten post zastanawiałam się kto będzie nim najbardziej zainteresowany - czy osoby uczące się języków, czy lingwiści - językowcy, nauczyciele czy coachowie językowy, który myślą o obraniu podobnej ścieżki zawodowej. I na ten moment nie wiem. Dlatego proszę Cię, gdy skończysz czytać ten tekst - daj znać w komentarzu, co się do niego sprowadziło i skłoniło do przeczytania.

slowlingo, jak się uczyć, nauka języków, języki obce, strategie nauki języków

Dawno, dawno temu...

Od początku mojej pracy zawodowej wiedziałam, że chcę organizować naukę i szkolić. Nie miałam sprecyzowanej ścieżki, ale naturalną siłą rzeczy działałam w językach, bo to od zawsze sprawiało, że czułam się jak ryba w wodzie. Dwie filologie dały początek, a kolejnym etapem była podyplomówka z zarządzania projektami, która wynikła poniekąd samoistnie z pracy przy językowych produktach e-elarningowych.

Kolejne kroki

Zdarzało mi się oddalać nieco od tematyki językowej oraz szkoleniowej, ale zawsze wracałam, nie czując się komfortowo w obszarach niezwiązanych z edukacją. Wiedziałam już, że to pole zawodowe chcę zagospodarować. Ciągnęło mnie jednak zawsze także do aspektów biznesowych, które mocno przebijają w moim podejściu do nauki języka, i o których możesz czytać w całej serii postów "Biznesowo o językach."

Czułam się rozdarta pomiędzy pracą stricte na języka i na kwestiach biznesowych. To był moment, kiedy postanowiłam wystartować z blogiem i zająć się organizacją językowych procesów edukacyjnych. Od krótkiego czasu pracowałam wtedy także na coachingu językowym i idealnie trafiłam z rozdmuchaniem tego pomysłu właśnie na początku działalności blogowej. Po kilku latach coaching językowy wszedł na stałe do mojego wachlarza pomocy edukacyjnych.

Nie tylko języki

Na początku pracowałam tylko na projektach językowych, ale z czasem na rynku wzrosło zapotrzebowanie także na inne projekty rozwojowe. Zgłaszało się do mnie coraz więcej firm zainteresowanych wdrażaniem kompleksowych pomysłów na edukację. Chciano, by od początku do końca zaprojektować i wdrożyć plan nauki, wesprzeć go wszelkimi możliwymi narzędziami, w tym coachingiem i  kursami e-learningowymi.

Języki jako nauczana materia coraz bardziej ustępowały miejsca językom, jako narzędziu do budowania wizerunku oraz relacji z klientami. Mi coraz mniej doskwierał fakt, że nauczanie języków od postaw odchodzi na boczny tor i przeradza się w konwersacje biznesowe (o brandingu, marketingu, FMCG, fotografii, motoryzacji etc.).

Krok (prawie) ostatni

Ostatnie kilkanaście miesięcy (wyszedł z tego grubo ponad rok) skupiałam się mocno na kontaktach B2B - czyli business-to-business - i współpracy z większymi podmiotami prawie wyłącznie nad wspomnianymi powyżej kompleksowymi projektami edukacyjnymi. 

Doba ma tylko 24 godziny, więc mój fokus na jednym typie kontrahentów oznaczał rezygnację z innego, niestety. Wraz ze wzrostem liczby dużych zobowiązań, musiałam rezygnować z mniejszych, indywidualnych.

Szalony koniec roku 2018

Bardzo dużo zadziało się pod koniec roku, wspominałam o tym we wcześniejszym poście. To właśnie wtedy zaproponowano mi współpracę na wyłączność jako strategowi edukacyjnemu przy sporym projekcie edukacyjnym. Było to bardzo ciekawe wyzwanie, ale w pełnym wymiarze. Zdecydowałam się więc zawiesić pomniejsze współprace i zaryzykować. Na razie jestem bardzo zadowolona, jednak zawsze, taka współpraca na wyłączność i zastopowanie innych działań wiążą się z ryzykiem. To, co zyskałam, to brak konieczności zabiegania o kolejne, nowe kontakty i możliwość skupienia się na rozwijaniu umiejętności i budowie własnej marki (tak, wiem, brzmi to modnie). 

Języki wykorzystuję na co dzień, uczę się aktywnie dalej hiszpańskiego i niemieckiego, właśnie ponownie aktywowałam konto busuu premium i stawiam pierwsze kroki w arabskim (😎).

Języki na pierwszym miejscu

Języki  nadal są na pierwszym miejscu w mojej edukacji i zawodowej pracy. To dzięki nim znajduję i mogę podejmować kolejne wyzwania. A jak z językami aktualnie stoisz Ty? Podziel się w komentarzu.