Dlaczego zrezygnowałam z uczenia BE na Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu?

Kilka osób pytało mnie parę miesięcy temu, czy nadal uczę Business English na WSB w Poznaniu. Odpowiedź brzmi: nie. Zrezygnowałam z końcem ubiegłego roku akademickiego. Było ku temu kilka powodów, ale zanim do nich przejdę chcę zaznaczyć, że pracowało się dobrze i WSB to bardzo dobra szkoła wyższa. Sama robiłam u nich podyplomówkę i kilka kursów. To ja nie odnalazłam się w tym konkretnym formacie jako nauczyciel.

Od dawna chciałam pracować na uczelni wyższej i mieć wpływ na nieco bardziej sformalizowaną edukację kolejnych pokoleń. Bardzo cieszę się, że miałam taką szansę.

slowlingo, nauka języków, jak się uczyć, strategie uczenia się

Jednakże, praca lektora BE wiązała się z kilkoma aspektami, na które nie byłam w tym momencie gotowa.
  1. Grafik - Pracując głównie z klientami indywidualnymi online przyzwyczajona byłam do dużej elastyczności w przypadku nieprzewidzianych zdarzeń losowych. Niestety, życie uczelniane nie zna w tej kwestii litości. Gdy kilkukrotnie musiałam odwołać zajęcia z powodu choroby, trzeba było stawać na uszach, żeby je odrobić. Miałam bardzo napięty grafik i nie byłam w stanie wcisnąć nigdzie dodatkowych godzin. Do tego studenci, na takie odrabiane zajęcia, często po prostu nie przychodzili.
  2. Grupa wiekowa - To była jedna z głównych przyczyn. Pracując głównie z czynnymi zawodowo dorosłymi przyzwyczajona byłam do różnego rodzaju powodów nieprzygotowania do zajęć. Było ich wiele i były różne, ale przynajmniej były. Studenci nie przygotowywali się zazwyczaj tak "po prostu".
  3. Uczelniane struktury - Jak na uczelnię przystało wszystko było bardzo formalne i nieco... za bardzo formalne. Mimo nowoczesnych idei, wiele rzeczy działo się w "stary" sposób, a ja przyzwyczaiłam się do dużo większej elastyczności, której nie można wyegzekwować przy tak dużym przedsięwzięciu, jakim jest sprawne kierowanie uczelnią wyższą.
  4. Nieprzyjazna platforma e-learningowa - logowanie do Moodla WSB zawsze przyprawiało mnie o zwroty głowy. Nie można było jej nazwać nowoczesnym e-learningiem, choć dobrze, że było cokolwiek. Mi akurat przypadła praca na starych podręcznikach, których prawie nie można było już dostać. To w połączeniu z nieatrakcyjną platformą działało zniechęcająco.
  5. Wynagrodzenie - Oczywiście pieniądze nie są najważniejsze, ale stosunek ilości pracy do kompensacji wypadał nieco poniżej moich oczekiwań.

Nie zrozumiecie mnie źle, powyższe aspekty nie sprawiały, że nie dało się pracować, ale niestety wydajność pracy mocno spadała. Nie czułam się z tym komfortowo.

Co przepełniło kielich

Przyczyny, które sprawiły, że ostatecznie postanowiłam rozstać się z uczelnią, były dwie. Po pierwsze w lipcu musiałam się określić, czy będę pracować od października, przy czym nie miałam zagwarantowywanych godzin. Kiepski deal, jeśli miałabym odmówić innych projektów, a okazałoby się, że za 3 miesiące nie ma dla mnie jednak pracy. 

Po drugie już wtedy mocno koncentrowałam się na pracy B2B (pisałam o tym w poście tutaj) i czułam, że zagospodarowanie czasu na inne działania mijało się z celem.

Co dalej z uczeniami wyższymi?

Już w listopadzie potwierdzono, że wreszcie ruszy kierunek studiów podyplomowych na Collegium Da Vinci w Poznaniu, na którym miałam prowadzić przedmiot o zastosowaniu technologii w nauczaniu języków. Ta tematyka i forma pracy były mi dużo bliższe i pozwalały dzielić się wiedzą na wciąż dość niszowy temat. Tym samym od tego roku współpracuję z CDV, a moja przygoda wykładowcy akademickiego trwa nadal.

Wiem już także, że forma pracy przy studiach podyplomowych bardziej mi odpowiada, niż studia dzienne. Być może w przyszłości współpracę z WSB podejmę właśnie w sferze studiów podyplomowych?

A swoją drogą... doktorat na której z holenderskich uczelni zajmujących się e-learningiem i strategiami uczenia się wciąż chodzi mi po głowie... 😎
Pisząc ten post zastanawiałam się kto będzie nim najbardziej zainteresowany - czy osoby uczące się języków, czy lingwiści - językowcy, nauczyciele czy coachowie językowy, który myślą o obraniu podobnej ścieżki zawodowej. I na ten moment nie wiem. Dlatego proszę Cię, gdy skończysz czytać ten tekst - daj znać w komentarzu, co się do niego sprowadziło i skłoniło do przeczytania.

slowlingo, jak się uczyć, nauka języków, języki obce, strategie nauki języków

Dawno, dawno temu...

Od początku mojej pracy zawodowej wiedziałam, że chcę organizować naukę i szkolić. Nie miałam sprecyzowanej ścieżki, ale naturalną siłą rzeczy działałam w językach, bo to od zawsze sprawiało, że czułam się jak ryba w wodzie. Dwie filologie dały początek, a kolejnym etapem była podyplomówka z zarządzania projektami, która wynikła poniekąd samoistnie z pracy przy językowych produktach e-elarningowych.

Kolejne kroki

Zdarzało mi się oddalać nieco od tematyki językowej oraz szkoleniowej, ale zawsze wracałam, nie czując się komfortowo w obszarach niezwiązanych z edukacją. Wiedziałam już, że to pole zawodowe chcę zagospodarować. Ciągnęło mnie jednak zawsze także do aspektów biznesowych, które mocno przebijają w moim podejściu do nauki języka, i o których możesz czytać w całej serii postów "Biznesowo o językach."

Czułam się rozdarta pomiędzy pracą stricte na języka i na kwestiach biznesowych. To był moment, kiedy postanowiłam wystartować z blogiem i zająć się organizacją językowych procesów edukacyjnych. Od krótkiego czasu pracowałam wtedy także na coachingu językowym i idealnie trafiłam z rozdmuchaniem tego pomysłu właśnie na początku działalności blogowej. Po kilku latach coaching językowy wszedł na stałe do mojego wachlarza pomocy edukacyjnych.

Nie tylko języki

Na początku pracowałam tylko na projektach językowych, ale z czasem na rynku wzrosło zapotrzebowanie także na inne projekty rozwojowe. Zgłaszało się do mnie coraz więcej firm zainteresowanych wdrażaniem kompleksowych pomysłów na edukację. Chciano, by od początku do końca zaprojektować i wdrożyć plan nauki, wesprzeć go wszelkimi możliwymi narzędziami, w tym coachingiem i  kursami e-learningowymi.

Języki jako nauczana materia coraz bardziej ustępowały miejsca językom, jako narzędziu do budowania wizerunku oraz relacji z klientami. Mi coraz mniej doskwierał fakt, że nauczanie języków od postaw odchodzi na boczny tor i przeradza się w konwersacje biznesowe (o brandingu, marketingu, FMCG, fotografii, motoryzacji etc.).

Krok (prawie) ostatni

Ostatnie kilkanaście miesięcy (wyszedł z tego grubo ponad rok) skupiałam się mocno na kontaktach B2B - czyli business-to-business - i współpracy z większymi podmiotami prawie wyłącznie nad wspomnianymi powyżej kompleksowymi projektami edukacyjnymi. 

Doba ma tylko 24 godziny, więc mój fokus na jednym typie kontrahentów oznaczał rezygnację z innego, niestety. Wraz ze wzrostem liczby dużych zobowiązań, musiałam rezygnować z mniejszych, indywidualnych.

Szalony koniec roku 2018

Bardzo dużo zadziało się pod koniec roku, wspominałam o tym we wcześniejszym poście. To właśnie wtedy zaproponowano mi współpracę na wyłączność jako strategowi edukacyjnemu przy sporym projekcie edukacyjnym. Było to bardzo ciekawe wyzwanie, ale w pełnym wymiarze. Zdecydowałam się więc zawiesić pomniejsze współprace i zaryzykować. Na razie jestem bardzo zadowolona, jednak zawsze, taka współpraca na wyłączność i zastopowanie innych działań wiążą się z ryzykiem. To, co zyskałam, to brak konieczności zabiegania o kolejne, nowe kontakty i możliwość skupienia się na rozwijaniu umiejętności i budowie własnej marki (tak, wiem, brzmi to modnie). 

Języki wykorzystuję na co dzień, uczę się aktywnie dalej hiszpańskiego i niemieckiego, właśnie ponownie aktywowałam konto busuu premium i stawiam pierwsze kroki w arabskim (😎).

Języki na pierwszym miejscu

Języki  nadal są na pierwszym miejscu w mojej edukacji i zawodowej pracy. To dzięki nim znajduję i mogę podejmować kolejne wyzwania. A jak z językami aktualnie stoisz Ty? Podziel się w komentarzu.

Bloga jakby mniej...

Poprzedni post podsumowujący naukę niemieckiego zapowiadał podsumowanie roku, którego nie robiłam w roku 2017. Tym razem jednak wydarzyło się tak wiele, że zdecydowałam się tym oficjalnie podzielić, tym bardziej, że ma to wypływ na bloga.

Z pewnością zauważyłeś, że blogowałam mniej. Pisałam już latem w newsletterach, że będzie mnie mniej na blogu, w związku z rozwojem własnym. Ostanie 2,5 roku to był okres intensywnej pracy nad blogiem i rozwijaniem SlowLingo, jako biznesu. W tym czasie pracowałam sporo z klientami, kursantami i czytelnikami nad opracowaniem ścieżek językowych, pomagałam pokonać problemy z nauką języków, wreszcie pracowaliśmy wspólnie nad angielskim i niderlandzkim, które zmieniały życie powyższych na lepsze. 

W tym samym czasie rozwijałam wiedzę i umiejętności z dziedziny szkoleń i rozwoju (Learning and Development), w ramach którego wraz z firmami budowałam kompleksowe ścieżki rozwojowe dla pracowników, przygotowywałam materiały edukacyjne wspierałam tym samym rozwój biznesów i wspierałam naukę języka biznesowego.

Bardzo dobrze odnalazłam się w tej roli i to na niej skupiałam się w prawie 100 % w ciągu ostatniego pół roku. Ograniczyłam liczbę studentów indywidualnych i koncentrowałam się klientach firmowych, od których zdobywałam i poszerzyłam wiedzę z tego zakresu.

slowlingo, nauka języka, jak się uczyć, wyzwanie językowe

Co się wydarzyło pod koniec 2018?

Końcówka roku przyniosła dodatkowo wiele niezwykłych szans, które udało mi się wykorzystać. Zaczynam nową zawodową przygodę w roli, która jest zwieńczeniem mojej pracy kilkunastu ostatnich lat. Łączy projektowanie ścieżek rozwojowych, propagowanie elearningu, coaching i strategie biznesowe i naukę języków. A wszystko będzie dziać się na międzynarodowym gruncie, na którym będę mogła regularnie wykorzystywać i rozwijać umiejętności językowe.

Co to oznacza dla SlowLingo? Blog, tak jak zapowiadałam, będzie działać nadal. Nadal będę opisywać skuteczne metody nauki i jestem przekonana, że nowe doświadczenia dostarczą mi wielu fantastycznych inspiracji. W ramach SlowLingo nadal będę prowadzić warsztaty gościnne, prelekcje oraz webinaria. Nie będę jednak już prowadzić zajęć indywidualnych. Jeśli więc jedynie śledzisz bloga, nie wiele się dla Ciebie zmieni.

Pisze o tym na blogu z dwóch względów: 
1) blog SlowLingo to moje wielkie osiągniecie i jestem z niego bardzo dumna; 
2) język zaważył na tym, że mogłam podjąć to właśnie wyzwanie.

Jak znajomość języków sprawiła, że jestem tu, gdzie jestem?
  • Uczenie się języków pomogło mi wyćwiczyć pamięć, umiejętności syntezy informacji, analizy treści, szybkie przyswajanie.
  • Nauka języków siłą rzeczy wpłynęła na wrażliwość kulturową, którą umożliwiła mi swobodne poruszanie się wśród międzynarodowych kontaktów zawodowych.
  • Biegła znajomość angielskiego dała mi swobodny dostęp do wiedzy, kursów, szkoleń. 
  • Bardzo dobra znajomość języków obcych była wielokrotnie decydującym czynnikiem, który otwierał przed mną drzwi do ciekawych propozycji współpracy, jak obecna. 
  • Biegła znajomość słownictwa biznesowego oraz branżowego (angielski oraz niderlandzki) pomagała mi budować pozycję eksperta w dziedzinie edukacji i rozwoju.

Co dalej?

Przed mną, poza wyzwaniami związanymi z działką elearningu, szkoleń i rozwoju, nowa, niespodziewana przygoda językowa. W najbliższych miesiącach rozpocznę naukę języka arabskiego. Przyznam, że nigdy nie był to język, którego naukę rozważałam. Obecnie jednak przyda mi się w nowej pracy. Będzie to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. 

Będzie to dodatkowym wyzwaniem, ponieważ nadal chcę pracować nad niemieckim i hiszpańskim, a zamieszkanie w Berlinie jest nadal na mojej bucket list.

Nadal zatem będę raportować z postępów nauki niemieckiego, także a postaram się opisać doświadczenia z arabskim. Jak zacznę naukę tego języka? Nie będzie zaskoczeniem, jeśli wspomnę tu aplikacje busuu.

Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną i nadal będziesz korzystać z moich podpowiedzi.
Trochę czasu minęło od ostatniego podsumowania. I nieco się także wydarzyło. Dla przypomnienie polecam Ci zajrzeć do moich poprzednich postów. Tutaj znajdziesz plan, a tutaj pierwsze podsumowanie. A podsumowanie kolejnego, aktualnego etapu znajdziesz poniżej. Zapraszam.

Jedyną stałą jest zmiana

Ostatnie miesiące przyniosły mi życiowo wiele ciekawych zwrotów akcji. W związku z tym moja nauka niemieckiego była dość dynamicznie zależna od aktualnych wydarzeń. Z nieco innym tempem niż zamierzone, ale udało mi się zrealizować następujące cele:
  • powtórzenie gramatyki do poziomu B1/B2 - bez Konjkuntiv 1 - tego wcześniej nie przerabiałam i poświęcę na to świąteczny czas - wtedy bardzo lubię się uczyć;
  • powtórzenie zwrotów i fraz z sytuacji życia codziennego głównie w oparciu o Sage und Schreibe oraz  Aktywny Słownik Języka Niemieckiego (PONS).

slowlingo, niemiecki, nauka, materiały, PONS

Nie ruszyłam z podręcznikiem - w planach Auf Neuer Wege oraz Em - zostawiłam to na kolejne miesiące, gdy będzie u mnie nieco spokojniej. O ile powyższe rzeczy można spokojnie powtarzać z doskoku nie tracąc głównego wątku, o tyle w podręczniku mogłabym się pogubić, jeśli nie mogłabym sobie zapewnić bardzo rygorystycznej i regularnej ciągłości. Praca na podręczniku, by miała sens, w mojej ocenie wymaga skupienia. Stąd też decyzja o przełożeniu jej na spokojniejszy okres.

Potyczki i trudności - językowe lessons learnt

Poza rozjazdem czasowym pojawiła się jeszcze jedna komplikacja. To, co sprawiało mi kolejną trudność, to znalezienie i organizacja dobrych i ciekawych materiałów do biernej konsumpcji treści w niemieckim.  Wydawało mi się, ze będzie to zadanie dość proste, ale, poza Easy German, nie dodałam do YouTube'owych subskrypcji niczego więcej. Także mój Pocket nie zanotował nowych artykułów. To nie tak, że ich nie ma - na horyzoncie zasoby Netflixa, za mną dokument o murze berlińskim (dźwięk oryginalny + napisy). Na ten moment nie udało mi się jeszcze sprawnie zorganizować systemu, który by zarządzał zasobami do niemieckiego

Będzie mi to potrzebne na kolejnych etapach nauki. Nie muszę zaczynać od rzucenia na głęboką wodę i oglądania dokumentów historycznych, czy czytania Der Speigel, ale w perspektywie jest top jeden z etapów nauki, więc to zadanie pojawi się w dalszych krokach.

Zauważyłam także inną rzecz, poniekąd związaną zmianami i ich dynamiką i tu zaskoczyłam sama siebie. Gdy wiele rzeczy dzieje się na raz, trzeba z czegoś zrezygnować, bo nie jesteśmy w stanie wykonać wszystkiego, to jasne. Wcześniej nie odczuwałam osobiście, jak bardzo inne kwestie przejmą priorytet nad nauka niemieckiego, po prostu dlatego, że wcześniej pozostawała w fazie planów. Dopiero faktyczne rozpoczęcie zmagań i zadeklarowanie się zweryfikowało poziom trudności tego przedsięwzięcia.

Etap weryfikacji - nauka języka a zderzenie z rzeczywistością

Dlatego tak ważne jest, by rozpocząć naukę języka najwcześniej, jak tylko to możliwe. Jeśli planujesz to od dawna i wciąż odkładasz, to naprawdę warto wcześniej zweryfikować założenia. Zgodnie z ideami minimalizmu, lepiej nie trzymać w głowie myśli i planów dotyczących rzeczy, których nie chcemy tak naprawdę zrealizować. Warto poświęcić uwagę czemuś, na czym naprawdę w tej chwili Ci zależy.

Aby nauka od początku miała sens: przynosiła rezultaty i korzyści, serdecznie polecam rozpocząć ją z przytupem. Zrób to od razu i sprawdź, czy tego właśnie chcesz. Jeśli czytałeś/aś mój ostatni post o pierwszych 20 godzinach, to wiesz co robić. Jeśli jeszcze nie, to koniecznie go przeczytaj.

Jeśli chcesz zaplanować naukę na te 20 pierwszych godzin, pomoże Ci w tym post o metodzie 3x3 lub o wykorzystaniu metody Pomodoro. To także obowiązkowa lektura.

Pozdrawiam i do kolejnego postu.


Kolejny krok ku skutecznej nauce języków

Od kilka lat podpowiadam Ci skuteczne metody na naukę języka. Sugeruję jak i ile się uczyć, jakie narzędzie wypróbować, jak zmienić nastawienie i podejście do tego trudnego przedsięwzięcia. Pokazuję także jak znaleźć i zorganizować czas na naukę, a to właśnie brak jest jedną z najczęstszych przyczyn problemów z nauką czegokolwiek.

Ten post chodził za mną od dłuższego czasu, szczególnie w kontekście zaganianego świata i uczniów, którzy wiecznie nie przygotowani na zajęcia twierdzą, że (znów) nie mieli czasu. Tym, co wciąż (jednak wciąż) mnie zaskakuje w pracy trenera to fakt, że wiele osób oczekuje rezultatów bez pracy. Nie da się! Wszystko, co chcemy zrobić dobrze, wymaga pracy. Ale czasem wystarczy niewielka ilość dobrze zorganizowanego czasu i przemyślanych w tym czasie aktywności, by zdziałać cuda.

Po tym wstępie zapraszam Cię i przedstawiam Ci kolejną prostą oraz skuteczną, aczkolwiek (jak wszystkie do tej pory przeze mnie opisywane) wymagającą samozaparcia i pracy, metodę nauki. Oto tekst o tym, jak 20 pierwszych godzin nauki potrafi zmienić wszystko.


slowlingo, nauka języka, jak się uczyć


20 pierwszych godzin robi różnicę

Propagatorem idei 20 pierwszych godzin pierwotnie jest Josh Kaufman. Napisał książkę o tej tematyce oraz wygłosił wystąpienie na TED - wiesz, jak lubię TED.

W swoim wystąpieniu Josh Kaufman przedstawia 4 kroki w metodzie szybkiego i skutecznego zdobywania wiedzy i umiejętności.

  1. Przede wszystkim proponuje, by rozbić daną porcję informacji lub umiejętność na najważniejsze rzeczy do zrobienia. Porównuje to do znajomości kilku akordów w nauce muzyki, co z kolei daje dostęp do mnóstwa utworów i kombinacji. 

    I tak w przypadku nowego języka najlepiej nauczyć się najczęściej stosowanych 2000 słów, co daje pokrycie 80% codziennie używanego języka. Tu dodatkowo dochodzi zasada Pareto, o której pisałam tutaj - sprawdź koniecznie.
  2. W kolejnym kroku trzeba umieć samodzielnie się poprawiać: skorzystaj z materiałów referencyjnych (słowniki, gramatyki, podręczniki), aby dowiedzieć się wystarczająco dużo, aby umieć zorientować się, kiedy popełnisz błąd, by móc się poprawiać w trakcie ćwiczeń.
  3. Dalej należy usuwać przeszkody i rozpraszacze w nauce: rozpoznawaj i usuwaj wszystko, co odciąga cię od umiejętności, których chcesz się nauczyć. Mądrze zarządzaj czasem na naukę, ustal priorytety i cel. O tym także pisałam tutaj i tutaj.
  4. Ostatecznie, jedyne co musisz zrobić to ćwiczyć przez co najmniej 20 godzin. 20 godzin to zaledwie około 45 minut dziennie przez miesiąc. W ciągu miesiąca możesz opanować podstawy języka i zbudować solidne fundamenty do dalszej nauki. Kluczem jest systematyczna prac i regularność!

Wielu znanych poliglotów stosuje powyższe metody: Steve Kaufman zawsze uczy się podstawowych 2000 wyrażeń zanim zacznie się skutecznie komunikować, ale potem idzie już z górki.

A Luca Lampariello bardzo mocno podkreśla rolę własnego wysiłki i zaangażowania w naukę. Języka nikt nas nie nauczy, języka trzeba nauczyć się samemu (ang.: "a language cannot be taught, it can only be learnt").

Uwaga - nie opanujesz języka (na poziomie zaawansowanym / eksperckim) w 20 godzin. Chodzi o zdobycie podstawowych, bazowych, fundamentalnych umiejętności, które pozwolą Ci na tym gruncie budować dalej.

Podejmujesz wyzwanie 20 pierwszych godzin? Opisz swoje sukcesy w komentarzach!

Nauka formalna i nieformalna - co warto wiedzieć

slowlingo, nauka języka, jak się uczyć, formal informal learning

Zapraszam dziś na krótkie podsumowanie głównych zasad nauki formalnej i nieformalnej (ang.: formal and informal learning). To kolejny temat poruszany przez mnie w ramach cyklu o nauce dorosłych. Polecam także wcześniejsze teksty: o andragogice czyli teorii uczenia się dorosłych oraz o zasadzie 70:20:10 w nauce języków.

Czym zatem różni się nauka formalna od nieformalnej? To wyjaśnia poniższa infografika. Koniecznie ją przeanalizuj i podziel się przemyśleniami w komentarzach.


Nauka formalna i nieformalna a nauka języków 

Jakie ma to zastosowanie w nauce języków? Oczywiście naukę formalną skojarzymy od razu ze szkolną ławką. I jest to słuszne skojarzenie. Każda nauka języka według planu będzie nauką formalną. Jestem absolutnie przekonana, że ta forma nauki jest niezbędna w początkowych fazach procesu uczenia się języka. Musimy poznać język na zasadzie rusztowania, cegieł, które układane są jedna po drugiej.

Dopiero w fazie nabierania płynności i ćwiczenia umiejętności możemy efektywnie wykorzystywać naukę nieformalną w rozwijaniu językowych umiejętności. Czy oznacza to, że proponuję je rozdzielić? Absolutnie nie! Obie formy uczenia się powinny rozwijać Twoje umiejętności  jednocześnie. Nauka formalna jest doskonała do czasu wysokiej jakości i wtedy właśnie powinna zachodzić. A wszystko co dzieje się pomiędzy, w czasie niskiej jakości może być traktowane jako nauka nieformalna. 

Nawet na początkowych etapach uczenia się języka możesz czytać, oglądać, konwersować bez spiny i stresu, w bardzo nieformalnych okolicznościach. Nie musisz się przejmować rezultatem, bo nauka i tak zachodzi, ale mniej świadomie. Rezultat odczujesz z czasem.

Kluczowe jest jednak, by nie zakładać, że nauka nieformalna zastąpi nam całkowicie naukę formalną. Przestrzegam przed popadaniem w pułapkę nauki "lekkiej, łatwej i przyjemnej", jaka jest nam teraz obiecywana. Nauka formalna jest potrzebna, szczególnie dorosłym. Warto się nad nią nieco bliżej pochylić.

A Ty?

A jakie są twoje doświadczenia i preferencje w nauce języków? Który styl i dlaczego wolisz? Co nie odpowiada Ci w tym drugim. 

Podoba Ci się forma infografiki? Chcesz widzieć ich więcej? Daj znać.

70:20:10

Wracając do tematyki uczenia się dorosłych (andragogiki), której wstępne założenia opisałam w poście kilka tygodni temu, dziś idę o krok alej w tym kierunku. Jeśli masz styczność z HR lub doświadczasz działań edukacyjnych pracodawcy, być może spotkałeś się z pojęciem 70:20:10. Jest to model/referencja opisujący realizację uczenia się i rozwoju i jest on dosć powszechnie stosowaną formułą szkoleniową opisującą optymalny podział źródeł wiedzy i umiejętności, ze względu na ich pochodzenie. Brzmi enigmatycznie? Już wyjaśniam. W praktyce model ten oznacza, że ludzie uzyskują 70% swojej wiedzy z doświadczeń związanych z pracą, 20% z interakcji z innymi, a 10% z formalnych wydarzeń edukacyjnych, czyli szkoleń i treningów. Model 70:20:10 ma największą wartość jako ogólna wytyczna dla organizacji dążących do maksymalizacji efektów uczenia się oraz programów rozwojowych 

Model ten został stworzony w latach 80. dwudziestego wieku przez trzech badaczy i autorów pracujących w Centrum Kreatywnego Przywództwa. Autorami tej idei są Morgan McCall, Michael M. Lombardo i Robert A. Eichinger, którzy badali kluczowe doświadczenia rozwojowe odnoszących sukcesy menedżerów.

Jak widzisz model ten ma zastosowanie głównie w środowisku zawodowym, menadżerskim, odnosi się osiągania dobrych rtezultatów w firmach. Coraz częściej jednak słychać głosy, że sprawdza się on równie dobrze w innych obszarach edukacyjnych, choć jest też krytykowany. Postanowiłam przeanalizować, jak sprawdzi się dla  nauki języków obcych.

slowlingo, nauka języków, 70:20:10, strategie uczenia, metoda

70:20:10 a nauka języków?

Przekładając powyższy model nauka języka musiałaby wyglądać następująco:

  • 70% umiejętności zdobywasz poprzez używanie języka. Masz jakieś podstawy, ale bez zbędnego rozbudowywania wiedzy ruszasz na miasto, pytasz, odpowiadasz, załatwiasz co masz załatwić. Ćwiczysz, uczysz się na błędach, nie straszne Ci ich popełnianie. Z poprawnością jest na razie tak sobie, ale jeśli trafi Ci się życzliwy rozmówca, delikatnie zwróci uwagę na Twoje niedociągnięcia.
  • 20% to nieco bardziej sformalizowana wspomniana powyżej informacja zwrotna wynikająca z interakcji z innymi, bardziej doświadczonymi użytkownikami języka. Jak na tak dużą liczbę faktycznych interakcji (70% powyżej), te 20% wydaje się mało.
  • 10% to formalna nauka: na kursach językowych, z podręcznikiem, samodzielnie. Ważne, że odbywa się w ustrukturyzowany sposób i jej celem jest stricte zdobycie jakiejś porcji wiedzy.
Tak, w mojej ocenie, musiałoby to wyglądać. Tylko czy jest to efektywny podział? Zdecydowanie połączyłabym ze sobą obszar nauki poprzez praktykę oraz uczenia społecznego, czyli social learning, w postaci informacji zwrotnej od innych użytkowników języka. Praca na języku i używanie go odbywa się głównie poprzez interakcje z użytkownikami, jednakże interakcje z samym językiem (konsumowanie treści: czytanie, słuchanie czy pisanie) także tu przynależą. 

Formalna nauka musi także mieć miejsce. Jeśli nie chcesz, by późniejsze interakcje były zabawą w ciuciubabkę i błądzeniem po omacku, trzeba zbudować solidne podstawy. To jak budowanie rusztowania, nie zaczniesz od góry, choćby nie wiem co. Przykładem na to są opisywane przeze mnie pobyty za granicą, wsparte kursami językowymi, o których przeczytasz tutaj.

60:40 - optymalny podział?

Prawdę mówiąc, waham się, jaki podział przyjąć w tym przypadku. Czy 60:40 wystarczy? Czy może 70:30? Myślę, że ta granica jest płynna i zależy od predyspozycji. Są osoby, które spokojnie mogą opanować sporo języka "na sucho" i z większą łatwością wejść w interakcje na żywo. Ja tak mam. Inna grupa osób zapewne będzie potrzebować więcej uczenia społecznego i praktyki, by zdobyć podobny poziom kompetencji.

Do której grupy zaliczysz siebie?

Immersja, czyli zanurzenie

Co prawda słownik języka polskiego PWN opisuje immersję z czysto fizycznego punktu widzenia jako "wypełnienie przestrzeni między przedmiotem a pierwszą soczewką obiektywu mikroskopu przezroczystą cieczą", ale ta definicja nas dziś nie dotyczy.

W kontekście nauki języków o immersji, czyli zanurzeniu, mówimy wtedy, gdy, rzucając się na głęboką wodę, otaczamy się maksymalnie językiem obcym. Zazwyczaj ma to miejsce, gdy wyjeżdżamy do kraju obcojęzycznego, by tam, na miejscu doświadczać języka, kultury i przełamywania własnych ograniczeń.

Jeśli śledzisz mnie od jakiegoś czasu, to zapewne znasz moje zdanie o stwierdzeniu "najlepszą metodą nauki języka jest wyjazd za granicę". Wjazd za granicę nie jest metodą nauki języka. Owszem, jest doskonałym sposobem na wprowadzenie i wykorzystanie immersji językowej, jednak sam w sobie nie zdziała nic. 

Co zatem zrobić, by taki wyjazd miał sens? Największą skuteczność daje połączenie wyjazdu z profesjonalnym kursem językowym. Otrzymujesz solidne podstawy (a wiesz, jak ważne są dla mnie podstawy w nauce języka) i natychmiastową możliwość ćwiczenia w praktyce umiejętności. 

Zapraszam Cię dziś w krótką podróż po moich doświadczeniach z kursami językowymi. Dodatkowo mam ogromną przyjemność móc przekazać Tobie informacje o tym stypendiach na kursy językowe na Malcie, oferowane przez jedną z najlepszych szkół językowych na wyspie. Mam Twoją pełną uwagę? Super. Przeczytaj tekst, zgłoś się konkursu o stypendium i ucz się języka bez ograniczeń. Zaczynamy. 


slowlingo, nauka angielskiego, jak się uczyć, kurs językowy, maltalingua

Kurs językowy za granicą - zalety

Do zalet takich kursów należy przede wszystkim wspomniana powyżej możliwość świadomego praktykowania języka, od razu, na żywo. Zwrotem kluczowym jest - świadome praktykowanie. Nie dukanie w stresie, bez solidnych podstaw językowych, ale komunikowanie się właśnie w oparciu o podstawy, podstawy, które zdobywa się na kursie językowym. Idziesz na dobrze zorganizowane zajęcia, a potem używasz języka. Małżeństwo idealne, prawda? 

Nie da się także pominąć niezaprzeczalnej wartości społecznościowej - szczególnie cennych umiejętności międzykulturowych, które zdobywasz. Każdego dnia wychodzisz także poza swoją strefę komfortu i pokonujesz własne słabości.

No dobrze, ja tu sobie teoretyzuję, a Ty zastanawiasz się pewnie na jakiej podstawie wychwalam Tobie kurs językowy za granicą. Używając angielskiego zwrotu, powiem:
been there, done that (czyli: byłam, robiłam)

Moje doświadczenia z kursami językowymi za granicą

Do tej pory w takim kursie zdarzyło mi się brać udział 4 razy: raz podczas Erazmusa w Galicji, w Hiszpanii oraz 3 razy na kursie językowym w Belgii.

W przypadku hiszpańskiego to była prawdziwa immersja, bo jako studentka na uniwersytecie w Vigo, musiałam wszystko ogarnąć sama. Bez podstaw języka, które nabywałam przez cały semestr w trakcie kursu na uniwersytecie, mój pobyt byłby duuuużo bardziej stresujący. Wizyty u lekarza z koleżanką, która dusiła się wypiciu napoju sojowego, na który była uczulona, kupowanie kremu na oparzenia słoneczne, bo na Islas Cies za długo leżałam bez filtra, opłacanie rachunków czy doładowywanie biletu miesięcznego w banku, albo zdawanie egzaminu z Integracji Europejskiej, to tylko niektóre rzeczy, które bez podwalin językowych byłby o wiele trudniejsze lub praktycznie niemożliwe.

W Belgii było łatwiej, gdyż większość czasu i działań miałam zaplanowanych i zorganizowanych przez organizatorów kursu. Tutaj, paradoksalnie o wiele mocniej jednak niż w Hiszpanii, znać o sobie dała obecność języka wkoło 24 godziny na dobę, przez kilka tygodni. Wszelkie zadania wymagały interakcji w języku niderlandzkim, bo było to nasze główne medium komunikacji w tak międzynarodowym środowisku. Było świetnie.

Zainspirowana tymi doświadczeniami postanowiłam także, w ramach Projektu Niemiecki za rok wybrać się właśnie na intensywny kurs języka niemieckiego do Berlina, po miesiącach samodzielnej pracy. Więcej o tym pomyślę napiszę wkrótce.

Kurs językowy na Malcie za darmo? Zawalcz o stypendium

Jestem przekonana, że do kliknięcia tego artykułu zachęciła Cię nie tylko informacja o immersji językowej, ale także o możliwości zdobycia stypendium na udział w kursie językowym na Malcie. Do współpracy przy tym projekcie zaprosiła mnie szkoła języka angielskiego Maltalingua, z siedzibą na Malcie właśnie. Propozycja od razu wydała mi się ciekawa, nie tylko z opisanych przez mnie powyżej praktycznych względów immersji językowej.

Dlaczego nauka na Malcie w Maltalingua? Przede wszystkim Malta przez ponad 100 lat była kolonią Imperium Brytyjskiego i z tego powodu jest krajem o dwóch językach urzędowych: angielskim i maltańskim. Język angielski ma tam trwałe dziedzictwo, które czyni Maltę jednym z najpopularniejszych miejsc, w których przez cały rok można podjąć naukę języka angielskiego.

Sama szkoła Maltalingua jest akredytowanym członkiem prestiżowej, międzynarodowej organizacji EAQUALS i została przez nią oceniona na 8 na 12 punktów doskonałości. Poza tym szkołą posiada również akredytację Ministerstwa Edukacji i oferuje kursy przygotowujące do egzaminu IELTS. Dla mnie to bardzo wiarygodne i ważne informacje.


Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium
Zajęcia w szkole

Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium
Kursanci Maltalingua
Powyższe fakty świadczą o wysokiej jakości nauczania. To, co jednak ostatecznie mnie kupiło w propozycji szkoły, to ufundowanie stypendiów na naukę. W ramach stypendium co pół roku Maltaingua wybierać będzie jedną lub kilka osób z całej Europy, którym ufunduje: 
  • dwa tygodnie kursu języka angielskiego na różnym poziomie zaawansowania, który ukończone będą otrzymaniem certyfikatu,
  • zakwaterowanie w dwuosobowym pokoju dzielonym w komfortowym szkolnym apartamencie,
  • transfer lotniskowy.
Bardzo cenię także cel, przyświecający szkole, która dzięki stypendium jest przede wszystkim chce pomóc absolwentom oraz osobom z przerwą w pracy w podnoszeniu ich kompetencji zawodowych, oraz (ponownym) wejściu na rynek pracy. 

Pełen regulamin zgłoszeń oraz więcej informacji o stypendium znajdziecie tutaj, na stronie Maltalingua.


Zastanawiasz się, czy warto? Zachęcam Cię do przeczytania opinii innych uczestników kursów z Maltalingua. O swoich doświadczeniach piszą m.in. Agnieszka, z bloga Całe Życie w Podróży, czy Renata z bloga Wanderlust. Ich relacje sprawiają, że sama mam ochotę wziąć udział w kursie ;-) Tego zrobić nie mogę, ale wpisuję Maltę na listę miejsc do zwiedzenia w przyszłym roku!

Jeśli jeszcze się zastanawiasz, te widoki na pewno Cię przekonają:

Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium

Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium

Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium

Maltalingua, slowlingo, nauka angielskiego, kurs językowy, stypendium

Masz więcej pytań dotyczących stypendium, szkoły i wyspy? Skontaktuj się z organizatorami.


*Zdjęcia szkoły oraz Malty wykorzystane w tym poście zostały mi przekazane przez szkołę Maltalingua na jego potrzeby i pozostają jej własnością.

Podejmij swoje życiowe wyzwanie

Zawsze zachęcam do nauki języków, wyznaczania śmiałych celów i podejmowania nowych wyzwań, w realizacji których języki pomagają. W końcu o to chodzi w życiu, by iść do przodu, nie do tył. Oczywiście wychodzenie poza strefę komfortu, pójście w nieznane może być przerażające i potrafi paraliżować. Mimo wszystko trzeba próbować

slowlingo, nauka języków, motywacja, próby

Nie lubię języka włoskiego...

... i wiem, że jestem nudna wciąż to powtarzając. Ale tak jakoś zawsze już było. Włosi - głośni, wymachujący rękami, zaparzeni w  siebie. Dodatkowo nie cierpię rosyjskiego. Paskudnie brzmi i do tego mam jakiś taki niesmak kulturowy. 


Rok temu pisałam na blogu, że nie ma czegoś takiego, jak nielubienie języka. No bo jak i dlaczego? Pisałam także o tym, że nielubienie języka nie może stać na drodze do opanowania go. Nie jest to powód, by się języka nie uczyć. Zaprzeczam sama sobie? Nie! 

slowlingo, nauka języka, metoda, strategie nauki


Bo co to w sumie znaczy, że "nie lubię języka"? Albo, że Ty nie lubisz. Może Ci się nie podobać wymowa. Możesz nie przepadać za rozwiązaniami kulturowymi. Ale nie lubić języka? Zauważ, że moja niechęć do języka włoskiego i rosyjskiego skupia się właśnie wokół tych dwóch aspektów: wymowy i kultury. Po prostu mi nie odpowiadają. Ale muszę przyznać, że nie jest to taka niechęć, jak ta do głośnego i wulgarnego sąsiada za ścianą. Zwyczajnie nie wybrałabym tych języków do spontanicznej nieprzymuszonej nauki i tyle. 

Zanim ruszysz dalej, koniecznie przeczytaj mój wcześniejszy tekst o tej tematyce, podlinkowany powyżej, o ile już go nie czytałeś. Jest tam wiele cennych informacji i przykładów, których nie chcę tutaj powielać. 

Wszystko ma swój cel

Niby nie przepadam, ale gdyby pojawiła się ciekawa perspektywa życiowa lub zawodowa, która wymagałaby ode mnie nauczenia się któregoś z tych języków, to oczywiście! Patrzmy perspektywicznie i szeroko - końcowa korzyść osłodzi wszelkie niedogodności. Gdy wiesz po co konkretnie uczysz się języka i co świetnego z tego potem wyniknie, od razu inaczej patrzysz na nielubiany język.

Ale prawdą jest, że polubienie znienawidzonego języka obcego może być trudną przeprawą. Dlatego chcę Ci zaproponować kilka kroków i narzędzi, które pozwolą Ci dostrzec więcej pozytywów w nauce tego języka, zmienić podejście, a może nawet polubić język.

Polub język w 5 krokach

Przedstawię Ci 5 prostych kroków do polubienia języka. Ale uwaga - jeśli okaże się, że wcale nie chcesz się go uczyć, nie masz w tym żadnego celu ani korzyści, to najprawdopodobniej i tak go nie polubisz. Musisz chcieć zmienić te sytuację.

Krok 1.
Zastanów się dlaczego tak bardzo nie lubisz danego języka? I co właściwie dla Ciebie oznacza? Czy nie lubisz brzmienia, kultury, ludzi? Masz jakiś uraz z przeszłości? Jeśli tak, to zapewne dotyczy on jakiegoś zachowania użytkowników języka. A może Twój (szkolny) nauczyciel potrafił bardzo zniechęcić Cię do nauki? Zauważ, że większość tych powodów nie ma nic wspólnego z samym językiem, ale z ludźmi. Oddziel narzędzie od użytkownika. Jeśli twój zły nauczyciel nosił zielony sweter, a ty kochasz zielony i kochasz swetry, to czy przestaniesz je kochać i nosić? No nie!

Jeśli nie przepadasz za brzemieniem, tu po prostu musisz mnie, sobie i językowi zaufać i dać temu trochę czasu. Gdy zaczniesz rozumieć i używać język, warstwa brzmienia zejdzie na dalszy plan i przestanie przeszkadzać.

Zresetuj swoje negatywne nastawienie i bądź otwarty. Nie musisz od razu kochać języka, przestań go nie cierpieć.

Krok 2.
Wyjrzyj poza. Dlaczego chcesz/musisz/masz uczysz się tego języka? Wypisz wszystkie korzyści jakie czekają Cię na końcu żmudnej drogi i dalej. Ten język może być doskonałą trampoliną do kolejnych, fantastycznych okazji w twoim życiu.

Wreszcie dotrzesz do wartościowych materiałów dostępnych (tylko) w danym języku? A może czeka Cię nowa praca? Odbędziesz fascynującą podróż? Poznasz autorytet w swojej dziedzinie? Dostaniesz się dzięki temu na studia? To wartości, które sprawiają, że inaczej spojrzysz na nienajfajniejsze jak dotąd doświadczenie.

A co, gdy musisz tylko zaliczyć egzamin, a potem koniec? Pomyśl, co będzie dalej. Jakie drzwi pojawią się przed tobą? Pójdź je otworzyć.

Krok 3. 
Spójrz na język ponownie, jak możesz go wykorzystać? Język obcy to przede wszystkim narzędzie. Uczysz się go tak samo jak uczysz się prowadzić samochód, obsługiwać skomplikowane formuły w Excelu, czy pisać kod. Codziennie przyswajasz ogrom informacji i procedur, które ułatwiają Ci życie i pracę. W życiu zawodowym dodatkowo nieustannie musisz się doszkalać. Niczym się to nie różni od nauki języka. 

Zastanów się jakie usprawnienia w codziennym funkcjonowaniu przyniesie Ci znajomość języka:
  • szybszy dostęp do większej liczby informacji,
  • lepsze relacje z klientami i współpracowaniami,
  • wrażliwość międzykulturową (uwaga - tu sam język nie wystarczy, ale zdecydowanie bez niego się nie obejdzie!),
  • lepiej rozwiniętą świadomość poznawczą,
  • silniejszą pozycję w gronie użytkowników danego języka,
  • etc.
Krok 4.
Przełam się i znajdź interesujące Cię tematy w danym języku - w książkach, magazynach online, na YouTube. Proponuje zacząć od tego ostatniego, bo jest w czym wybierać i, o ile twój język nie jest bardzo niszowy, znajdziesz multum materiałów. Przefiltruj język przez coś, co lubisz. Zobacz, że w tym języku to jest tak samo ciekawe i wartościowe jak w innym. 

Ten krok wymaga od Ciebie sporo wysiłku, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Daj szansę językowi. Nie musisz się od razu zachwycać, ale pracuj na nim, zobacz jak funkcjonuje, jak może ci się faktycznie przysłużyć. Zawsze, gdy coś cię pozytywnie zaskoczy, zanotuj ten fakt i opisz, dlaczego tak się stało.

Krok 5.
Używaj języka. Masz już odpowiednie nastawienie i widzisz jasne korzyści. Rozumiesz, w jaki dokładnie sposób język obcy, nawet ten nielubiany, pomoże ci rozwijać się każdego dnia.

Teraz czas na twój najważniejszy ruch. Zacznij aktywnie używać języka. Dopóki to nie nastąpi, będzie on jedynie jedynie mglistym, niefajnym tworem, z którym musisz się mierzyć. Niby wiesz, że w słusznej sprawie, ale nie poczujesz tego, dopóki z niego nie skorzystasz.

Cały czas pamiętaj wszystkie kroki i pracuj nad nimi i nad sobą. Jeśli chcesz uczyć się skuteczniej i jednak polubić język, będzie to od ciebie wymagać pracy, inaczej się nie da. 

Gotowy?

Gdy już odniesiesz sukces i polubisz nielubiany język, podziel się doświaadczeniem w komentarzach.